Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

precz zazdroszczą — i radziby cię ze sławy, z dobrego imienia obedrzeć, ale zasie im, wara! Niech ujadają za płotem, jak psi, do oczów nikt ci nie stanie. Siądź, synku, siądź, kochanie, mało kiedy ja do ciebie przemawiam, mało kiedy cię widzę, bo tobie nudno w domu, ty do świata ciągniesz, do zabawy... Ja to dobrze rozumiem, ale dziś, kiedy ci taka dobra myśl przyszła, kiedy oto jesteśmy razem, to wysłuchaj co ci powiem, Adasiu. Siadaj tu przy mnie, zrób mi dziś to święto, mój synku jedyny.
— Słucham was, matko.
— Ja wiem, że ludzie kłamią, że poprostu szczekają, ale przyznaj się, Adasiu, trochę hulałeś...
— Ano... niby trochę.
— Czasem nawet zadużo?...
— Może i zadużo...
— Tego mi nikt nie mówił, ale ja sama miarkowałam. Kilka razy, powróciwszy do domu, miałeś oczy czerwone i twarz jakby zapuchłą, spałeś długo, żaliłeś się na głowę i we śnie byłeś niespokojny. Ja miarkowałam, co to jest, ale nie mówiłam ci nic, myśląc sobie: młody szumi, niechże się wyszu-