Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zdaje się, że odwróciła się od człowieka, że nie chce go znać, ani widzieć; aż nagle, ni ztąd, ni zowąd, niespodzianie, uśmiechnie się tak pogodnie i ślicznie, jak słońce, gdy na wiosnę zajaśnieje i ciepłem swojem kwiaty do życia powoła.
Zdarza się czasem takie nadspodziewane szczęście, zarówno w kartach, jak i w życiu.
— Wyjechać, wyjechać w świat — powtarzał sobie w myśli Adam — posłuchać rad zaświadczonego człowieka, a może się znajdzie zapomnienie, może, może...
Zdecydowany był zwierzyć się matce z projektem. Ona dobra, ona taka bezmiernie, bezprzykładnie dobra, ułatwi to, pomoże — i zapewne byłoby wszystko po myśli poszło, według zamiarów, gdyby nie ten przeklęty Icek!
On wszystko popsuł jednem słowem, jedną, może nawet bezmyślną, wcale nieuzasadnioną uwagą, że jest ktoś, komu mogą oddać dziewczynę.
To się nie stanie, to być nie może, młynarczyk nie będzie tryumfował! Nigdy!
Adam mógł się pogodzić z myślą, że nie będzie widywał Hanusi, że odjedzie, straci