Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w podróży, wprowadzić cię w świat, ale na taki interes — wybacz, kochanie, przepraszam!
— Dlaczego, dlaczego?
— Bo nie głupim. Czy ty Adasiu, gorączkę masz, czy bredzisz? Wiesz-że ty, czem taka rzecz grozi?
— A niech grozi, czem chce, bylem ją miał.
— Aha! miałbyś, miał! Pominąwszy wszelkie dalsze konsekwencye, przed któremi można, dajmy na to, uciekać, pomyśl, co byłoby zaraz, doraźnie. Cóż ty sobie wyobrażasz, że kolonie, to stepy, a dziewczyna kociak, którego można złapać i schować w worek? Że nie broniłaby się, nie krzyczała? Ej, Adasiu, Adasiu, ładniebyśmy wyglądali, gdyby nas dogoniono i złapano. Jak cię kocham, duszko, ja nie mam swojej skóry, ani swoich kości na sprzedaż. Spodziewam się jeszcze, ma się rozumieć po wygraniu procesu, żyć jakiś czas spokojnie i we wszelkich wygodach, mieszkać w ciepłej stancyi, jadać smaczne rzeczy i wysypiać się na miękkiej pościeli. To jest moje postanowienie i od