Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To moi goście — rzekł — i ja ich przyjmuję...
— Ale...
— Wiedz-że o tem, młodziku — rzekł surowo — że tak robić nie godzi się. Przybyłeś, jesteś przyjęty uczciwie i po ludzku, przyjmij, co w domu jest, ale szynku z mego domu nie rób; jeżeli zaś nie smakuje krupnik, który niedawno jeszcze twój ojciec za wielki specyał uważał i chce ci się wina, to idź-że tam, gdzie wino dają, a uczciwych ludzi nie obrażaj.
Zrobił się wielki szmer w izbie, odezwały się głosy:
— Wyrzucić go, wyrzucić razem z tym koszem!
— Pamiątkę mu dać!
— Niech nie obraża!
— Wielki pan!
— A juści, aksamitna lalka!
— Cicho, cicho! — uspakajał Wincenty.
Adam zaś, widząc, że niedobrze się dzieje, cofnął się ku drzwiom.
Janek zbliżył się do niego i rzekł:
— Parę słów mam do powiedzenia.