Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

godę i żeby, broń Boże, nie dostał uderzenia krwi na mózg.
Wypadek ten przerwał grę, ale na krótko. Adam spojrzał na zegarek.
— Dopiero pierwsza — rzekł.
— Głupia godzina! — zadecydował Ździebełko.
— Dlaczego?
— Bo głupia, nie jest ona ani późna, ani wczesna. W długich moich wędrówkach po świecie zdarzało mi się wracać do domu o różnych godzinach, ale o pierwszej nigdy. Spodziewam się, że jeszcze gramy?
— Naturalnie! Różnice są śmieszne jeden przegrał kilka rubli, drugi wygrał kilka rubli — czy warto trudzić się i marnować noc dla takiego głupstwa?
— Niech-no ja tylko wygram — rzekł Ździebełko — proces, to nigdy do małej gry nie usiądę. Sensu to niema. Rozumiem dużą stawkę, albo starosta, albo kapucyn.
— Więc grajmy.
— Grajmy tylko inaczej. Szkoda czasu.
— Racya, niech będzie albo tak, albo tak!...