Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do mego sąsiedztwa proszę się nie wtrącać, bo...
— A, przepraszam, bardzo przepraszam! — odezwał się złośliwie. — Jeżeli dziedzic ma poważne zamiary, to co innego, to nas dziedzic zaprosi na drużbów. Mam frak, chwilowo nie w domu, ale mam. To będzie ślicznie. Dziedzic się ożeni, ustatkuje, będzie siedział na folwarku we dworze, z jaśnie wielmożną dziedziczką, będzie jadł, pił, polował, czwórką w lejc jeździł. Jojna, ma się rozumieć, puszczony zostanie w trąbę, razem ze swoim zajazdem, a jeżeli podoba się dziedzicowi zaprosić swoich przyjaciół, to przyjaciele nie zrobią wstydu godnemu domowi i przyjadą. Przyjedziecie panowie?
— Przyjedziemy, przyjedziemy!
— Cicho, do dyabła! — zawołał Ździebełko, uderzając pięścią w stół — nie plećcie głupstw, Adaś się z taką dziewczyną nie ożeni, choćby była sto razy piękniejszą. Cóż to wam się zdaje? Ja nie pozwoliłbym na to. Może on patrzeć wyżej i grubo wyżej. Prawda, Adasiu?
— Prawda, ale czy tak, czy owak, ja nie chcę, żeby o niej mówiono.