Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niechno panicz da pokój, panicz mi jeszcze, broń Boże, kość złamie.
— Nie znasz żartów?
— Wolę ich nie znać. Niedobre są żarty bolące, wszystko można kupić, ale zdrowia nie dostanie na żadnym jarmarku.
— No, no, zagoi się. Przyjdź-no zaraz do zajazdu, mam do ciebie interes. Tylko nie bałamuć, bo pilno.
— Panicz stoi w numerze?
— Przecież nie pies jestem, żebym miał stancyę na dworze.
— Śliczne słowo. Dobrze, ja zaraz przyjdę; zaraz, choć nie jestem czasowy.
— Pamiętaj!
Za chwilę Icek wchodził do numeru.
Była to kletka, a raczej przedział dużej kletki, zrobionej z desek, przedzielonej na trzy części. Na dzwiach kredą wypisany był numer.
Wchodziło się do tych apartamentów przez stajnię, a właściwie przez wielką szopę, służącą dla pomieszczenia koni i bryczek.
Za dnia było tam pełno kur, poszukujących ziarnek owsa, nocą zaś masa szczurów i myszy. Okna numerów wychodziły na wą-