Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trochę się posilił i już za pół godzinki miał wyjeżdżać. Śpieszył się, bo już wieczór zapadł, a jazda podczas nocy nie jest przyjemna.
Właśnie szedł do fury, gdy nagle ktoś go dogania i kładzie mu na ramieniu rękę, ciężką bardzo.
Icek, podczas swojej praktyki, różne ciężary na ramieniu nosił, czasem ćwiartkę zboża lub cielę, ale żadne brzemię nie spadło na niego równie gwałtownie, jak ta ręka.
Zdawało się, że jest ona z żelaza, albo z kamienia, tymczasem była to zwyczajna ludzka ręka, z dodatkiem odrobiny przyjacielskich żartów.
Różne bywają objawy sympatyi, ten wywoływał zwykle siniaki, co Icek wliczał do kosztów handlowych stosunku.
Gdy ta ręka spadła na jego ramię, musiał podskoczyć, krzyknąć i obejrzeć się. Za nim stał młody Talarowski, wesoły, uśmiechnięty, z taką miną, jak gdyby całą ziemię już kupił i zamierzał księżyc targować.
Icek był boleśnie skrzywiony.
— Czego się krzywisz? — zagadnął młody człowiek.