Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O to, to! — wtrąciła Weronika — skoro pracowity a grosz szanuje, to ma. Niechże Janek pozwoli, bardzo proszę.
Dominik gorliwie do jedzenia się zabrał i jakiś czas nic nie mówił, dopiero gdy się już pożywił i napił, zapalił fajkę i zaczął gawędzić.
— Jakże ci się nowe nasze kolonie podobały?
— Owszem, miejsce dobre, grunt niezły, łąki...
— Nie ma co mówić, braciszku, kupione dobrze i niedrogo. Kilka głów nad tem pracowało, a nie chwalący się i moja.
— Podobnoć Wincenty najgłówniej.
— Wincenty... Tak, ale nie on jeden.
— A Talar? — zapytał Janek.
— Ten, braciszku, do gotowego przyszedł. Pieniądze dał, odmierzyli mu grunt i siedzi sobie na folwarku, jak pan. Do jarmarku, do koni, dobra głowa, ale w hypotece, w sądach całkiem głupi. Niby to udaje, gada, ale żadnego w tem sensu nie masz. Wincenty kupno przeprowadzał przy naszej poradzie. Domarad Ignacy, Tabiuka Michał, Buława Walenty, Jakób Odsiebie, Wątorek