Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chłop spojrzał na swego towarzysza z wyrazem powątpiewania. Chudy, mały żydzina, bynajmniej nie miał powierzchowności rzemieślnika; twarz jego blada, o wystających kościach policzkowych, pierś wąska, ręce drobne, świadczyły, że ich właściciel nie mógłby podźwignąć młota, ani topora.
— Co się tak patrzycie?
— A no, myślę sobie, jakie to wasze majsterstwo? Juści chybaście nie cieśla, nie kowal, nie stolarz...
— Nawet nie krawiec — dodał żyd.
— Tedy jakże?
— Ja jestem taki sobie majster, bez warsztatu, ale niechno mi wpadnie trochę pieniędzy do ręki, to obaczycie, jaki ja będę mechanik; niech się wszystkie majstry schowają.
Niemiec roześmiał się.
— Jo, jo!... — rzekł. — Pieniądz jest ladny instrument.
— Juści prawda — dorzucił chłop — pieniądz dobra rzecz.
— Wy się na tem nie znacie, gospodarzu.
— Dlaczego?