Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szcze nie skończyła pytania, gdy młody dźwięczny głos odedrzwi wstrząsnął całą jej istotą.
— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Pokój temu domowi!
— Na wieki! I pokój temu, kto to mówi — odrzekł Wincenty, a potem nagle zawołał: Janek!
— Janek! — powtórzyła Wincentowa.
A Hanusia, jakby skamieniała, nie mogła słowa przemówić. Zarumieniona, ze spuszczonemi oczami, starała się opanować ogarniające ją wzruszenie.
— No, panie Janie — rzekł Wincenty — witajże nam z podróży i siadaj.
Chłopiec odrzekł z wymówką:
— Nie czyńcież mi takiej krzywdy, panie Wincenty, bom na to nie zasłużył, zwaliście mnie dawniej po imieniu, zwijcie i teraz tak samo. Pana zostawmy za drzwiami, bo on tu niepotrzebny.
— Poczciwie mówisz, chłopcze, urazić cię nie chciałem, ale widzisz młodzież teraz bywa rozmaita, znam takich coby się obrazili, gdybym ich po imieniu chciał nazywać.