Strona:Kirgiz (Zieliński).djvu/022

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
D




Dniało... Wschód, płonił się, jak dziewica;
Na której blade cierpieniem lica,
Wytryska nagle szczęścia rumieniec,
Gdy jej przysięga miłość młodzieniec.
Poranny wietrzyk szumiał po trawie;
W słupach się wzniosły muszki brzęczące;
Zaklekotały w dali żurawie;
A promień — którym błysnęło słońce,
Prześlizł — po całej stepów przestrzeni,
I na miliony rozbryzł promieni.
I wszystkie krople wiszącej rosy,
Ognistem życiem djamentu grały;
I wszystkie ptasząt zbudzonych, głosy,
W jednego hymnu ton się zlewały. —
Chcąc czuć ten obraz wielki, wspaniały....
Trzeba kapłanem być tej świątyni:
Trzeba się rodzić synem pustyni.