Strona:Kazimierz Wyka - Modernizm polski.djvu/499

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Drugi motyw ataku na kulturowe skutki industrializacji i kapitalizmu jest jeszcze bardziej interesujący. Dotyczy on miasta, urbanizmu i ich związków z pesymizmem modernistycznym. Bardziej interesujący jest także dlatego, że zbudowany został w znacznym stopniu ze składników literackich i prowadzi też do konsekwencji tego typu. Sam Krzywicki podaje za Verhaerenem hasło — villes tentaculaires; za osnowę swoich rozważań o mieście jako tworze sztuki w sensie „zerwania z wzorami bezpośrednimi przyrody” (WO, 251) bierze on A rebours Huysmansa. Konsekwencje literackie dotyczą ówczesnej twórczości prozaicznej polskiej. Występują u Krzywickiego skojarzenia i całe ustępy, które mogłyby się znaleźć w Reymonta Ziemi obiecanej czy rozdziałach Ludzi bezdomnych umieszczonych w Zagłębiu Dąbrowskim. Występują też takie, bodaj liczniejsze stronice, które stanowią coś niby przygrywkę do Próchna, do Berentowej wizji miasta-potwora (WO, 250—262).
Te powiązania stały się nadto dla Krzywickiego instrumentem interpretacyjnym w stosunku do modernizmu. Aż całą stronicę należy w tym celu przytoczyć, zwłaszcza że jej autor zdawał sobie sprawę, iż nie tyle podaje sprawdzony dowód, ile buduje sugestywną metaforę krytyczną:

Otóż gdy mam przed sobą estetyzm „przedziwnych woni” i „nagiego przepychu” i owe hasła sztuki bez pierwiastków uczucia społecznego, symbolizmy i inne „izmy”, „nastroje” i piękno dźwięków słownych bez skojarzeń logicznych, sztychy w linii bez proporcji, bez naturalności barw i logiki zestawień, w wyobraźni mojej wynurza się wielkie miasto. A na tym tle murów i kurzu przesuwają się

ci młodzieńcy świata mieszczańskiego, na stawkę w kostki kładący życie swoje i pozbawieni wszelkiej wiary i zapału;
i owe podłe seciny, których Bóg nie zechce i czart odrzuci;
i znużeni potępieńcy, i katorżnicy pracy umysłowej, którzy by ot! wyciągnęli się na bruku, ażeby tam jak zbiedzona szkapa wyzionąć ducha;
i nie-do-mężczyźni z wszeteczeństwem cerebracji mózgowej, i kobiety w ukrytym obłędzie bachantki [...].

Tak, moderniści mają słuszność, gdy twierdzą, że ich poezja i malarstwo zwiastują nowy okres w sztuce. Właściwa nazwa tego okresu to okres sztuki wielkomiejskiej. Gdyby mi kazano udowodnić to założenie, może znalazłbym się w trudnym położeniu, choć czuję jego prawdziwość całą swoją istotą: obraz ciągnącej gromady modernistów a jednostajnych zrębów wielkomiejskich w imaginacji mojej tworzą całość nierozłączną. (WO, 265)[1].
  1. Powtarzająca się u Krzywickiego teza o wielkomiejskim konglomeracie napełnionym olbrzymią gromadą jednostek, których nic ze sobą nie łączy, miała