Strona:Kazimierz Wyka - Życie na niby.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nić, czy wznoszone umocnienia ze stanowiska militarnego posiadały jakiekolwiek znaczenie, czy też Niemcy robili wokół nich gwałt, ażeby siebie zablagować, a uwagę ludności przykuć do ziemi i wbitej w nią łopaty, tym sposobem ludność tę do reszty nużąc i mącąc jej nadzieje. Faktem jest, że styczniowej ofensywy radzieckiej wszystkie te linie nie opóźniły w jej rozpędzie ani o jedną dobę. Ofensywa ta zatrzymała się nie tam, gdzie jej nakazywały rowy przeciwpancerne, ale tam, gdzie to spowodowały naturalne warunki wielkiej strategii. Prace fortyfikacyjne miały służyć armii, robotami kierowała jednak partia. Namnożyło się mężów specjalnego zaufania, kierowników odcinków roboczych, łączników z firmami, nastały niedziele „ochotniczej“ pracy. Ludek roboczy z ironicznym uśmiechem oceniał nowych dekowników, a Volksgenosse Pietrzalla aus Hindenburg im O. Schlesien klarował mi pewnego dnia, że przy tym bunkrze jest ostatnia Tropfen von Boden, jaką można jeszcze oddać bolszewikom. Nieliczne inwestycje posiadały charakter militarno-doraźny i jeszcze bardziej wyniszczały kraj, jak np. przyspieszone wycinanie lasów dla napędu motorów na gaz drzewny. Równocześnie wywożono obrabiarki, wagony, samochody, z terenu powstawał wielki etap przyfrontowy. Był to zarys drugi na karcie Gubernatorstwa.
Na tych dwóch rysunkach pojawił się trzeci: z przymuszoną kokieterią uśmiechnięta do ludności polskiej twarz Goebbelsa. Niemcy kokietowali. W imię czego kokietowali, a co obiecywali za przyjęcie pieszczoty? Nie obiecywali niczego, bo w chwili kiedy armia radziecka przystanęła na Wiśle, trudno było cokolwiek przyrzekać nie wpędzając się w sytuację Zagłoby ofiarowującego Niderlandy. Natomiast można było grozić obrazem przyszłości. Można było nawoływać w imię „wspólnego“ niebezpieczeństwa. Groźba była dobrze znana społeczeństwu polskiemu, teraz