Strona:Kazimierz Wyka - Życie na niby.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tu różnie wyglądała, zależnie od rozmówcy. U ludzi o szerszych zainteresowaniach uderzała pamięć o stratach kulturalnych i dopiero tej jesieni nagle uświadomiliśmy sobie, czym była Warszawa jako skarbnica dorobku kulturalnego minionych pokoleń, zwłaszcza skarbnica porozbiorowa. Kiedy wszystkie spalone domy warszawskie zaczęły ożywać w opowiadaniach swoich mieszkańców, kiedy utracone obrazy i pamiątki zaczęły lśnić już tylko w słowach — nigdy Warszawa nie była tak zasobna, jak owej jesieni, podobnie jak nigdy nie była tak piękna.
Uraz wymierzony przeciwko kierownictwu politycznemu zadziwiająco był podobny do skarg i narzekań wrześniowych na rumuńskich uciekinierów. I jeszcze mocniej aniżeli tamte skargi nie dawał się zużytkować w sposób realny, zgodny z rzeczywistą sytuacją. Szok pierwszej jesieni stał się pożywką emigracyjnego schematu. Urazowi drugiej jesieni towarzyszył uraz wzmacniający. Był z nim niezgodny, a jednak go wzmacniał. Polegał na tym przeświadczeniu, że powstanie upadło, ponieważ dowództwo radzieckie celowo i rozmyślnie nie przyszło mu z pomocą. Ci sami ludzie, którzy nie lękali się przyznania, że powstanie miało być antysowiecką demonstracją polityczną, zachowywali pretensję i uraz, że strona, przeciwko której demonstrowano, nie podała mu natychmiast pomocnej dłoni. I również szczerze, również bez zająknienia w jednym zdaniu łączyli oba twierdzenia.
Uraz pierwszy był raczej sprawą wewnętrzną ludności Warszawy. Reszta społeczeństwa mniej go przyjmowała w siebie. Bo ta reszta nie uczestniczyła w nim śmiercią najbliższych, utratą całego dorobku. Natomiast uraz drugi szerzył się na podobieństwo schematu rozbiorowego z pierwszej jesieni i nie mniejsze jak on wyrządzał szkody. Nie mniej blokował i zaciemniał oczekujące to społeczeństwo decyzje.