Strona:Kazimierz Wyka - Życie na niby.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pierwszego września. Późne lato u stóp Śnieżki jest piękne i łagodne, kończą się żniwa, niech je przekreśli pamięć.
Żelazny i błyskawiczny pochód niemiecki wydawał się we wrześniu tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego roku jakoś znajomy. Kiedy w nocy ucieczki płonęły nieznane wsie, kiedy dniem i nocą, i znów nocą i dniem, w kurzu nie opadającym jak powłoka mgieł, w chrzęście i niskim, drażniącym huczeniu, sunął wszystkimi szlakami najeźdźca, powstawały w pamięci przytłumione wyobrażenia poczęte z czasów zniszczeń dawnych. Tak samo musiały wyglądać najścia Krzyżaków, z takim wilczym pośpiechem przez puszcze średniowieczne przerzynać się musiały, byle naprzód, byle najdalej, zagony Tatarów. (Oglądając w roku tysiąc dziewięćset czterdziestym ósmym wspaniały film Eisensteina „Aleksander Newski“, uderzony byłem siłą podobnie zaczerpniętej z najdawniejszej przeszłości analogii wizualnej i historiozoficznej zarazem).
Ta sama też biegła przed nimi wieść grozy, obezwładniając wolę i decyzję, tym samym złym skrzydłem wyprzedzała krok najeźdźcy. Pancerz i biały krzyż na czołgach były krzyżackie, pośpiech i niepokój łupieżców był tatarski. Płowowłosy Słowianin zbrojny w maczugę, w procę i ledwie okuty oszczep ścierał się z rycerzem w hartowanej zbroi. Karabin szedł na czołg, maczuga na miecz obosieczny. Ta krzyżacka różnica zwyciężała we wrześniu jak przed wiekami. I dlatego, zanim objawiły się inne klęski podobne, wyglądała na tak specyficznie polską i — chciałoby się powiedzieć — zgodną z tradycją polskich upadków militarnych.
W tygodniach wrześniowej wędrówki ujawniały się również w przeżyciu prawdy inne i prześlepione w latach pokoju. Z kart geografii zbiegły mądrze uładzone zdania o kraju przejściowym, otwartym, o przeważającym procencie granicy niebezpiecznej, o oporze, który na tej