Strona:Kazimierz Wyka - Życie na niby.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

matematyka zawsze służyć będzie budowie świątyń ku jego chwale.
Siła człowieka w dwóch wiekach cywilizacji maszynowej tak wzrosła, że jednym swoim ramieniem sięgnęła wyżej bogów. Jesteśmy sami. My, ludzie. Jesteśmy władcami naszego losu aż do jego tajemnic przypisywanych dotąd bogom. Znużona i przerażona ludzkość dzisiejsza cofa się przed tą pewnością. Sądzi, że bogom dana jest tylko władza śmierci nad drugimi, zapomniała w lęku, że dana im jest również władza nieśmiertelności nad sobą. Nie pamięta, że Zeus był nieśmiertelny po granice dostępne temu zjawisku Żyjemy wśród nastrojów nowego końca świata. To kłamstwo. Końca świata nie będzie. To tylko noc Walpurgii jeszcze się nie skończyła i wśród ocalonych narodów błądzą jej zjawy.
Kiedy na Bikini miała spaść pierwsza bomba atomowa, byli tacy, co przepowiadali, że wzniecona wybuchem fala obiegnie świat i zniszczy lądy. Byli również zawiedzeni, kiedy to się nie stało. Znamy te głosy. Morzem Egejskim wstrząsa trzęsienie ziemi, syreny śpiewają spłoszone:

Schäumend kehrt die Welle wieder,
Fliesst nicht mehr im Bett darnieder,
Grund erhebt, das Wasser staucht,
Kies und Ufer berstend raucht.
Flüchten wir! Kommt alle, kommt!
Niemand, dem das Wunder frommt.

Fort! ihr edlen frohen Gäste,
Zu dem seeisch heitern Feste,
Blinkend, wo die Zitterwellen,
Ufer netzend, leise schwellen;
Da, wo Luna doppelt leuchtet,
Uns mit heil’gem Tau befeuchtet.
Dort ein freibewegtes Leben,
Hier ein ängstlich Erdeheben;