Strona:Kazimierz Tetmajer - W czas wojny.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, słyszałam nieraz, jak mówią na twojego ojca: on, psiakrew, taki sam dobry, jak i my! Stary Neftze nie dojadł, nie dospał, a syn jaki pan! Z naszego potu i z naszej krwi! Pamiętam nieraz...
— Tak, dziadek z prostego robotnika z przędzalni wyszedł na majstra i już coś oszczędził i zostawił, a ojca mojego do szkół dał. Ojciec się potem ożenił z córką Paukera, tego, co miał kopalnię węgla, i wziął pół miliona rubli posagu. Potem wszedł w spółkę z Luchsami i nie wiem, co się stało, ale stary Luchs umarł nagle na appopleksyę. Filip Luchs — ja po nim imię noszę — się zastrzelił, jedenaście lat temu, a między Karolem Luchsem i wdową po Filipie wiem że był długi proces, ale papa nieraz mówił mamie: co mi te dziady zrobią! Co Wilhelm Neftze wziął w pazury, tego mu dyabeł nie odbierze! A mama nieraz mówiła: możeby im dać co odczepnego, żeby dali pokój — na co papa odpowiadał: dadzą pokój, bo już na adwokatów nie mają. Jeszcze mnie Karol o posadę prosić będzie!
Dziewczyna milczała, potemo dezwała się: to też słyszałam, jak ludzie mówili, że na pańskim ojcu dużo krzywdy ludzkiej cięży. Nie pogniewa się pan?
— Nie — mów.
— Mówili — — kiedy się boję — —
— Nie bój się! Mów! Proszę cię!