Strona:Kazimierz Tetmajer - W czas wojny.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trzysta, będę się więc starał wybrać ze znanych mi te, które mi się wydają najcharakterystyczniejsze i najlepiej illustrujące jego twórczość.
Jak Natura, która ma dziewczęce spojrzenia i lwi cios ręki: tak Boecklin w swojej fenomenalnej, nadludzkiej prawie zdolności koncepcyi, uśmiecha się naprzemian i uderza młotem o tarczę spiżową, rwie kwiaty i stacza głazy ze zrębu w przepaście. Oto olbrzymim Prometeuszem zawalił górę całą. O górę bije morze, mieniące się od purpury do czarności prawie morze. Porosłe zbocza góry, drzewa oliwne o srebrzystych liściach gnie wicher. Nad Tytanem szaleje burza, straszna, ponura, której dziką grozę w dziwny i nadzwyczajny sposób potęgują blaski słoneczne, przedzierające się przez chmury. Pejzaż fantastyczny: Szekspir malarstwa jest sobie wierny — stworzył górę, jak stworzył Prometeusza. Kolosalność tej kreacyi dorównywa kolosalności Makbeta, a żaden z poetów, ani Ajschylos, ani Byron, ani Goethe, ani Shelley nie pomyśleli wspanialej tego, który się w obronie ludzkich praw porwał przeciw woli Zeusa. Obraz huczy i wyje burzą, a zarazem grzmi tak niebywałą potęgą geniuszu, że zdaje mi się, iż nie większe natchnienie miał Michał Anioł, kiedy ujrzał przed sobą Mojżesza.
U stóp góry, w morzu, Nereidy, owa Jona i Pantea i Azya Shelleya, strwożone i stroskane. Straszliwa tragedya duszy ludzkiej, tej duszy ol-