Strona:Kazimierz Tetmajer - W czas wojny.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do skały: od tysiąca lat do lat tysiąca — poszło wspomnienie tego uśmiechu, trwa jego czar.
Mistyczna poezya natury raz tylko wcieliła się w pieśń tak wielką i wspaniałą. Uśmiech Piękna, uśmiech raz tylko z nieba zesłanej Piękności, owiał raz tylko na ziemi urodzony lud Greków; owiał im życie całe. Piękno owiało ich radość i ból, smutek i wesele; piękno owiało tragedyę i komedyę życia ludzkiego, wyobraźnię ludzką i odczucie. Wszystko poczęło przyjmować kształt niezrównany. Piękno stało się duszą człowieczą, już on ani cierpieć, ani cieszyć się nie mógł w innej formie. Piękno wrodziło mu się w pierś. Powstała baśń najstraszliwsza, tragedye otaczająca czarem, jak noc księżycowa osrebrza pole bitwy; wesołym, słonecznym południom, kiedy żeńcy śpiewają w polu, dająca urok, jaki paw o tęczowych piórach daje różanym klombom, kiedy się po nich w krasie barw swoich przechadza. Zło i dobro jest legendą, którą sobie ludzie opowiadają, legendą, która po ich śmierci zawisła nad nimi, jak zawisa obłok dymu nad wygasłem ogniskiem; baśnią, która poszła od nich w świat, jak idzie woń lasu poniesiona na wietrze; jak na dalekie wysokie przyłęcze tatrzańskie idzie kędyś w dolinie zawiedziony przez juhaskę śpiew. Na świecie pozostał grecki boski myt.
I przyszedł człowiek, któremu Natura, owa Natura tryumfalna, przedziwna, cudotwórcza, nie-