Strona:Kazimierz Tetmajer - W czas wojny.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

poczęli w dół wśród olbrzymich wahadeł skrzydeł orlich, aż znikli Sablikowi z przed wzroku.
— No niegze ta — pomyślał Sablik — przydziemé po niedźwiedzia jutro, to ig ta najdziemy w dolinie, jak ig liski i rysie nie zezrejem do znaku.
Kerdel kozic pierzchał wichrem ku szczytom nad Kasprową Doliną.