Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 4.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tytan wstał rano. Las, co od świetlistych ros drży
W rannym wietrze: woń świeżą posłał mu do nozdrzy;
Pod nogą czuł drgającą życiem ziemi bryłę,
I uczuł w sobie żądzę, uczuł moc i siłę,
Jaką czuł Czas, gdy z woli wszechwładnego Losu,
Bogów, gwiazdy i ludzi utworzył z Chaosu.

Życie nad nim otwarte trzymało ramiona,
Jak dziewczyna, pragnieniem miłosnem zwalczona.
Wzniósł głowę: oko jego, jak orzeł przegania —
Odetchnął, pierś rozprężył: zda się — niebo wchłania.

Las się od ros świetlistych srebrzył, drżąc na wietrze
I zwisały oliwne gałązki ku ziemi,
Świecąc tłustym owocem i liśćmi lśniącemi.
Zbudziły się narcyzy, pereł szronu bledsze,
I wonny gaj różany, gdzie czerwone kwiaty
Spojrzały w niebo. Gwiazdy, jasne nieba róże,
Gasły jedne po drugich, a na chmur purpurze
Rósł złoty kielich słońca.
Wówczas Tytan w światy,
Co się nad nim niezmierne przetaczały cicho,