Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oknami: ja słyszę ją — i milczę. Dusza moja w konwulsyach się tarza: ja milczę. Piersi mi się ściskają, w piersiach mi wre, krew mię rozsadza, zabija: milczę. Kopią mię nogą za to, że milczę — i milczę. Tak, tak, milczenie także może być hańbą, ja jestem shańbiony, jestem podły — milczę.
Jestem podły? Nie, to się nazywa inaczej: jestem oportunistą, »nie mieszam się«. Dają w twarz moim ideałom, moim przekonaniom, moim wiarom — ja się »nie mieszam«. Plują na moją duszę, plują na moje serce — ja się »nie mieszam«. Bo w czem szatan wymyślił dla mnie piekło męczarni: oto w tem, że ja wewnątrz, w sobie zostałem taki, jakim był: idealista i fanatyk, wicher i płomień.
Ja nie zmieniłem się — tylko zmieniła się moja skóra. Ja nie zdjąłem mojej duszy wraz z wyszarzanym surdutem wolnego, ubogiego człowieka, jak to robi tylu — ja zostałem z nią, zostałem sobą, w tem porządnem, wiedeńskiem ubraniu. Jestem, czem byłem — tylko — Marynia miała tylko piętnaście tysięcy reńskich posagu, musiałem — umrzeć.
To jest dziwne uczucie, jakiego niewielu