Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Napróżno chcę się krzepić, chcę się głuszyć jakąś myślą, jakąś ideą. Nic, co jest ziemskie, nie wystarcza mi. Są różne życia, ale są i takie, które są jednem wcielonem złem, jedną otchłanią bólu, jedną sytuacyą bez wyjścia. Teraz jestem, jak ów tkacz, który oślepł pośród mrącej z głodu rodziny — cóż on ma uczynić?...
Gdy życie może być złem bez dna, brzegu i kresu, gdy najszczytniejsze, najszlachetniejsze, najświętsze idee ziemskie mogą się okazać niewystarczającemi do pokrzepienia ducha i ogłuszenia serca, gdy nie wystarcza nic, co ziemskie, choćby nieba sięgało, dokądże pójść?
Otchłań, otchłań, otchłań!... I to ma być ostatnia myśl?... Tylko negacya? Tylko pytanie?... Tylko otchłań?...


∗             ∗