Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Upada!...
Wszyscy zrozumieli bardzo łatwo. Chodziło o szybką depeszę, signora się zmęczyła i zemdlała. Dzień jest gorący, jak piekło. Zewsząd szepty i wykrzyki: jaka piękna! jaka piękna! Po włosku, po niemiecku, po angielsku i po rosyjsku. Przychodzi do siebie i otwiera oczy... Jakaś tęga kapryjska wieśniaczka trzyma ją w ramionach, ja tymczasem wpadnę do biura.

Attendez. J’arrive.
Ludwik.

Marynia już przytomna. Sprowadzili nam dorożkę, rzucam Kapryjkom co mam przy sobie, nie wiem, dziesięć, czy pięćdziesiąt lirów — wyrzucam jakąś garstkę złota z kieszeni... Conte... Principe... Zostałem księciem za pięćdziesiąt franków... Dorożka pędzi z góry. Znów przed nami złote szmaragdy morza...
— Co chcesz uczynić? — pyta Marynia.
— Zatrzymać go.
Chwyta moją rękę i podnosi ją do ust — ja już nie jestem jej mężem, jestem jej bratem, przyjacielem!... Morze, morze! Czy ty nie możesz zabić tem złoto-szmaragdowem