Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Błąkamy się nad morzem, jak para skazańców. Marynia blada i smutna, jest teraz tak cudna, jak nigdy... Od tylu miesięcy już tylko nosi moje nazwisko... Fale morza podbiegają nam pod stopy i cóż nam niosą? Cóż nam daje to słońce na niebie i na morzu, cóż nam daje ten świat, podobny do snu?
Golf neapolitański błękitni się i błękitni — i cóż nam z tego?!
Błąkamy się nad morzem, jak para skazańców. Dostałem urlop, wyjechaliśmy. Marynia jest bierna zupełnie; ani się ucieszyła myślą wyjazdu, ani sprzeciwiła mu. Ubrała się, wsiadła do wagonu i pojechaliśmy.
Jest to nasza pierwsza większa podróż we dwoje; nie byliśmy nigdy razem dalej, jak w Tyrolu. Marzyliśmy zawsze o tem, żeby być razem nad morzem. To było nasze marzenie jeszcze jako narzeczonych i jeszcze przed tem. Cuda obiecywaliśmy sobie z pobytu nad mo-