Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mnie depce. Ty Maryni mieć nie będziesz! W mojem nieszczęściu niech przynajmniej to mi zostanie, że ona nie jest niczyją. Ja cierpię przez was — wy cierpcie przezemnie — oko za oko, ząb za ząb, rana za ranę...
Czy to jednak nie jest podłe?... Tak, bezwarunkowo, ale wszystko mi jedno!
Lecz cóż, lecz cóż?! Choć Marynię zatrzymam ciałem przy sobie, nie mogę temu przeszkodzić, aby nie była jego — duszą...
Cóż więc uczynię?
Zabić go?
Jeżeli go zabiję, ona kochać będzie jego pamięć, a tem więcej mnie nienawidzić...
Jeżeli on mnie zabije, czarny mój cień będzie stał wiecznie przed duszą Maryni... To jest straszne! Cokolwiek zrobię, musimy oboje być nieszczęśliwi! Niema wyjścia, niema wyjścia! Wyobraźcie sobie tracza, który z pracy utrzymuje rodzinę i który ślepnie — sytuacya bez wyjścia...


∗             ∗