Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

O jakiż to był płacz, jakiż to był płacz... Zdawało mi się, że ona duszę z siebie wypłacze na moich piersiach... Jakiż to był płacz... Myślę, że gdyby często tak płakano na ziemi, to niebo nie mogłoby nigdy rozjaśnieć słońcem...
Czego ta kobieta na piersi mi nie wypłakała!... Wypłakała mi wszystkie swoje zawiedzione nadzieje, wszystkie swoje rozczarowania, wypłakała mi cały ból z powodu oszustwa, jakiego się na niej los dopuścił, dając jej mnie za męża; wypłakała mi swój żal, że łudziła mnie i łudziła siebie, że to wszystko, co mnie i jej wydawało się prawdą i rozkoszą, było złudzeniem i iluzyą rozkoszy; wypłakała mi swoją rozpacz nademną i nad sobą... Wypłakała mi ze swojej otchłani całą otchłań swego cierpienia... Wypłakała to na moje piersi — wszakże jestem jej mężem... I tak zostaliśmy ze sobą... Godzina za godziną