Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w sieć i przykładał jej ostry gwóźdź do głowy, aby go wbić w jej mózg. Gdyby mię była kochała, nie pytałbym.
— Powiedz, co ci się śniło?
— O nim.
— Ale co?
Pierś jej pęknie, pierś jej pęknie!...
— Śniło mi się, że — byłam jego...
Wiedziałem to, mogłem poznać po jej twarzy. Znałem ten jakby uśmiech omdlenia. Ha, ha! Ona przez sen jego kochała, a mnie naprawdę nigdy...
— A potem wiesz, że ja słyszałem, coś mu mówiła?
— Wiem, boś jęknął.
— Coście zrobili wtedy?
— Wbiegłam do twego pokoju. Byłeś zemdlony.
— On także wszedł?
— Także.
— Coście zrobili?
— Powiedziałam mu, aby poszedł po lekarza i aby już nie wracał więcej.
— Co on zrobił?
— Wyszedł.