Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z taką precyzyą, z takim artyzmem? Nawet tortura, jeśli kat jest mistrzem, wywołuje podziw. Wszystko, co jest doskonałe w sobie, sprawia satysfakcyę; mam się męczyć, to niech mię męczy inkwizycya hiszpańska, a nie banda pijanych chłopów. Owszem, będę się męczył dalej. Nie mając lat trzydziestu, jestem już siwy — cóż dalej? Wielki operatorze! Kraj mnie dalej! Operacya jest bardzo ciężka, ale bo też leczysz mnie ze strasznej choroby: z życia. Jestem chory na życie. Kraj mnie, a może mnie wyleczysz... Czy to istotnie tak trudno nie żyć?... »Przeczżem w żywocie nie umarł, albo gdym z żywota wyszedł, czemum nie zginął?
Przeczże mię piastowano na kolanach? a przeczżem ssał piersi?
Albowiem bym teraz leżał i odpoczywał; spałbym i miałbym pokój...
Przecz nędznemu dana jest światłość, a żywot tym, którzy są utrapionego ducha?
Którzy czekają śmierci, a nie przychodzi, choć jej pilniej szukają, niż skarbów ukrytych. Którzyby się z radością weselili, pląsając, gdyby znaleźli grób«.


∗             ∗