Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jest! jest! Siadają w moim gabinecie. Będę słyszał każde słowo... Pocałował ją w rękę...
— Jak on się ma teraz?
— Zdaje mi się, że gorączka bardzo się zmniejszyła. Straszne były te dwa dni.
— Co jemu się właściwie stało? Była pani sama jak nieprzytomna...
— Co jemu się stało. Rzecz, która może zabić...
— Więc wie?...
— Ah! Nie mogę już tłumić dłużej! Ja go nie kocham!... Płacze... Płacz! Płacz! Ja nie płaczę, we mnie coś wyje w piersiach, ja nie płaczę, we mie się grób otwiera; ja nie płaczę, tylko patrz, mojego serca już niema, jest tylko próżnia, robactwo je stoczyło... Płacz! Płacz! Płacz Maryniu! Ja nie płaczę, wszystkie moje łzy stały się krwią, a wszystka moja krew zastygła w żyłach... Ja nie płaczę...