Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wrócisz. Nie zobaczysz ty już więcej zielonej trawy, ani jasnego owsa, tylko idź dalej. Wiatr cię zamrozi, kurniawa cię zasypie, orłowie i jastrzębie ciało twoje młode po wierchach rozniosą. Po cóż ty tam idziesz, dziewczyno?
Takby się był pewnie każdy jej spytał, ktoby ją był spotkał, ale już jej nikt spotkać nie mógł. Koziarze dawno flinty na ścianach zawiesili, bo już kozy strzału nie warte; nie włóczy się po górach nikt.
Ale Hanka, choć tak pusto naokół okrutnie, rada, że jej nikt pytać nie będzie, po co idzie?
Coby mu powiedziała? Ucieka w góry przed swojem nieszczęściem, przed swoją hańbą... Dokąd? Po co? Tego ona sama nie wie, ani o tem nie myśli. Idzie przed siebie, aby iść, aby dalej od ludzi.
Zła chwila się zbliżyła, i nawet kryć się już było dłużej trudno... Nie jednej się to trafiło, ale że już na gorszą nie mogło trafić. Ojciec i matka pomarli, nie zostawiając Hance nic, bo co było, przepili ze szczętem; rodzina, jak to rodzina majętna, o takim dziadzie jak Hanka słyszeć nawet nie chciała, a Wojtek Chroniec, co ją obiecywał brać, powiedział jej tylko: ostań z Pane Boge — i pojechał do Ameryki. I Hanka została na wsi, sama jedna opuszczona, w służ-