Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

co się stało, nie odstanie. Teraz będzie nam tu dobrze. Byle tylko Gerard chciał wrócić. Namówię Gerarda, aby porzucił to straszne rzemiosło łowcy wielorybów. Po co ciągle życie narażać, kiedy można żyć inaczej. Ja narażałem życie pośród dzikich w Afryce, ale to było w świętej sprawie, dla zbawienia ich duszy. Ale tu, czy Gerard nie może czem innem się zająć? Patrzno, jakie ładne te lipy i klony. Sto razy wolę nasze proste drzewa od wszystkich palm afrykańskich. Zaraz sobie tu muszę założyć ogródek i będę sadził karczochy i jabłonki. Wszak w waszym sadzie jest także miejsce na ogródek? U moich rodziców, a waszych dziadków, bywał zawsze doskonały jabłecznik. Tak, Gerarda ożenię, ciebie, Maryo, wydam dobrze za mąż...

ANDRZEJ (zrywając się nagle).

Ach! ach!

MARYA (wstając z głazu).

Co się stało? co ci się stało?

KSIĄDZ.

Czego krzyczysz? Co ci się stało?

ANDRZEJ.

Tam, na oceanie... okręt...