Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
KSIĄDZ.

Dziwnie mi tu jest. Jestem tu dopiero od kilku godzin; tyle lat nie byłem, żyłem w tak obcym świecie, a wydaje mi się, jakbym nigdy tych stron nie opuszczał, jakby wszystko, co jest po za mną, było snem.

MARYA.

Zostaniesz już z nami, wuju, prawda?

KSIĄDZ.

Zostanę, dziecko. Jestem już za stary, aby pełnić służbę w misyi. Niech młodsi idą na posterunek. Już tu zostanę, aby kości na naszym cmentarzu złożyć, gdzie leżą wszyscy nasi.

MARYA.

Oprócz tych, którzy leżą w oceanie.

KSIĄDZ.

Tak, oprócz tych, którzy leżą w oceanie. Wieczny im odpoczynek... To już z pięć lat minęło, jak wasza matka umarła?

MARYA.

Tak, wuju, a siedm od śmierci ojca.

KSIĄDZ.

Biedne sieroty... No, ale co się tam smucić,