Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
MATKA.

Anno, daj mi okrywkę, prędko!

(Anna wybiega drzwiami po lewej ręce widzów, bliżej skraju sceny).
KSIĄDZ.

W stary spichlerz, to ani szkoda wielka, ani niema niebezpieczeństwa.

MATKA.

Tak. Trzeba jednak opanować ogień; przy takim wichrze mógłby się łatwo roznieść.

(Anna wraca z okrywką).
ARTUR.

W której to stronie?

MATKA (wskazując).

Tam.

ARTUR.

Wiatr wieje ze strony przeciwnej, iskry nie będą leciały na pałac. (Piotr wychodzi).

MATKA.

Ty, Anno, zostaniesz z Leonem. Chodźmy.

ANNA (przerażona).

Mam sama zostać?! (Artur robi parę kroków z widocznym bólem w nodze).