Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skiego ojca. (Artur skłania głowę przed Anną). Gra chyba wszystkie jego dzieła na pamięć. (Słychać daleki grzmot).

ARTUR.

Co za wspaniałe echo.

ANNA.

A teraz jak dziwnie cicho...

ARTUR.

Takie dalekie grzmoty przepyszne są na oceanie.

MATKA.

Pan podróżował wiele?

ARTUR.

Na statku wojennym, jako oficer.

KSIĄDZ.

Czy nie na fregacie „Albatros“? Przypominam sobie, że czytałem pańskie nazwisko między tymi, którzy najdalej dotarli podczas ostatniej wyprawy ku biegunowi południowemu. (Artur daje potakujący znak głową. Anna patrzy nań z widocznem zajęciem). Szalony to był hazard.

ARTUR (z pewną fantazyą).

Śmierć patrzyła nam czasem prosto w oczy.