Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
KSIĄDZ.

Nic. Sądzę jednak, że trzeba uważać na Leona.

MATKA (niespokojnie).

Albo?...

KSIĄDZ.

Przy takim organizmie nic wiedzieć na pewno nie można. (Anna wraca).

ANNA.

Usiadł spokojnie w fotelu. Bawi się lilią i zapewne zaśnie wkrótce.

MATKA.

Czy jest kto przy nim?

ANNA.

W tej chwili nie, ale zupełnie jest już cichy. (Do księdza). Więc staremu Andrzejowi lepiej? Nie umrze?

KSIĄDZ.

Chyba Bóg zechce, dziecko, chyba Bóg zechce.

ANNA.

Bóg jest dobry. Ja się tak modliłam za Andrzejem.

KSIĄDZ (z uśmiechem).

Muzyką, jak zawsze?