Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
MATKA.

Proboszcz chyba wstąpi na noc, powracając od Andrzeja. Burza nie ominie nas z pewnością. (Pauza). Która to może być godzina?

ANNA.

Musi być koło dziesiątej.

MATKA.

Czy Leon śpi?

ANNA.

Zostawiłam go śpiącego w fotelu. Zaledwie zdołałam odprowadzić go z werandy od tych storczyków. Wąchał je długo i kilkakrotnie zdejmował ten wazon. (Wskazuje wazon po prawej ręce widzów). Bałam się, że upuści. Wazon jest tak ciężki, że ledwo postawić go mogłam napowrót. (Wzdryga się nagle).

MATKA.

Ty drżysz? Co ci jest, Anno?

ANNA.

Ja nie wiem, co to jest. Trwoga jakaś spada na mnie chwilami tak niespodzianie...

MATKA.

Dzieciństwo.