Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciekawość przeraźliwa i straszna zmusiła go iść dalej. Był już przy drzwiach; schylił się i zajrzał — i rozkrzyżowawszy ręce w górę, cofnął się raptownie w tył. Na ławeczce siedział jego brat, nagi, opuchły, rozdęty wodą, z przylepionemi do karku mokremi włosami i obwisłemi wąsami, trzymając w obu obrzękłych dłoniach sznurek od dzwonka, za który ciągnął. Zwrócił ku Grzesiowi bladą, nabrzmiałą twarz topielca i spojrzał nań zblakłemi, wychodzącemi z orbit oczyma. Grześ jęknął i zatoczywszy się, runął w głąb wodną.