Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łego Pana Jezusa. Miedza zdenerwował się bardzo i natychmiast kazał Czesi zdjąć obrazek. Później co pewien czas zaglądał do komórki. Z pobieżnych oględzin wynikało, że obrazka nie ma, ale Czesia mogła powiesić go gdzie indziej. Sprawa ta, obok kłopotów z chińską różą, była również przedmiotem troski sekretarza.
— Niechby któryś z towarzyszy z województwa zobaczył taką rzecz! — krzyczał czerwony ze złości. — Kto będzie świecił oczami: ja czy wy?
Czesia przysięgała, że nigdy więcej obrazka nie zawiesi.
Miedza zaczął jeść śniadanie — odwinął zawinięte w bibułkę kanapki, przygotowane przez Helenkę, i wsypał do herbaty cukier. W tym momencie Stasia maszynistka otworzyła obite skórą drzwi.
— Towarzysz przewodniczący Turoń i jeszcze jakiś pan — powiedziała.
Miedza zerwał się. Wymijając biurko ruszył na spotkanie.
— Witamy, witamy — mówił rozkładając ręce. — Serdecznie prosimy redaktora! — Udał, że Turonia nie widzi.
Usiedli w fotelach pod chińską różą. Sekretarz wyjął z szafy butelkę radzieckiego koniaku, rozstawił kieliszki. Henryk odezwał się pierwszy:
— Wybaczcie, że was niepokoję. Przyszedłem w sprawie akordeonu.
Sekretarz jakby nie dosłyszał. — Kawy, redaktorze, napijecie się?
Muszyna podziękował.
Turoń mówił nie zrażony: — Dwa razy była u mnie delegacja Kółka Muzycznego z Domu Kultury. Proszą o akordeon, który pożyczyliście w ubiegłym roku.
Miedza wzruszył ramionami. — Dlaczego nie przyjdą do mnie?