Strona:Kazimierz Bukowski - Władysław St. Reymont. Próba charakterystyki.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jestem zmarnowany i zgubiony. Istotnie, sam nie wiedziałem, co robić ze sobą. Pisywałem wciąż wiersze; nie posyłałem ich nigdzie, wstydziłem się, bałem, aby nie odpowiedzieli: do kosza! Czułem, że zabiłbym się, gdyby mi tak odpisano. Miałem w tym czasie wszystko i nie miałem nic: rwałem się do wszystkiego i brzydło mi wszystko. A to przymusowe siedzenie na wsi, pod czujną, srogą i okrutną kontrolą ojca, zabijało mnie. Włóczyłem się tygodnie całe po polach, lasach i wodach! Wciąż pisałem wiersze. Uciekłem z domu do Warszawy. Złapano mnie i odstawiono zpowrotem. Byłem wprost nieszczęśliwy. Chciałem wtedy wstąpić do seminarjum. Ojciec nie chciał, nie dał pieniędzy, zaganiał do roboty, tyranizował. Co miałem robić? Miałem kolegę szkolnego w teatrze prowincjonalnym. Uciekłem z domu bez pieniędzy i przeszło dziesięć mil poleciałem do niego. Zaangażowali mnie do trupy! Nie byłem zbytnio olśniony ni towarzyszami, ni samą sztuką, ale mogłem żyć przynajmniej swobodnie. Zmieniłem nazwisko i powlokłem się z tym teatrem po kraju, po miasteczkach, po kątach zapadłych. Bieda żarła, ale ta swoboda, życie pełne niespodzianek, wzruszeń, fantastyczność, zaczęła mi się podobać. Talentu scenicznego nie miałem; grywałem wszystko. Coś przeszło rok włóczenia się z bandą. Znudziło to mnie wkońcu i wróciłem do domu. Nie zważano już nadal na mnie, bo stracono wszelką nadzieję, aby kiedyś stał się ze mnie porządny człowiek. Tyle mi tylko ojciec pomógł, iż wyrobił mi miejsce na kolei wiedeńskiej. Byłem przeszło rok, ale wkońcu znudziło mnie to wołowe życie, otoczenie, koledzy i cała ta maszynowość egzystencji. Poznałem się był z niejakim Puszow, spirytystą zawołanym i wyjechałem z nim do Niemiec, poświęcić się temu w zupełności. Stąd przeniosłem się do Wrocławia, tam bowiem był główny kościół spirytystów. Nie wy-