Strona:Kazimierz Bartoszewicz - Trzy dni w Zakopanem.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
III.

16. sierpnia. Już wczoraj obiła się kilka razy o moje uszy nazwa »taternik«. Gdy sąsiad nasz z przeciwka użył tej nazwy dziś w rozmowie rano, zapytałem go, co właściwie ten wyraz oznacza? Sąsiad, jowialny człeczyna, tak mnie zaczął objaśniać:
»Mały Józio, uczeń pierwszej klasy gimnazyalnej, przyniósł do domu świadectwo szkolne. Był to osioł insumogradus, (sąsiad mój, jak widzę, słaby jest w łacinie), ztąd ojciec Józia nie zdziwił się całkiem, zobaczywszy w świadectwie same złe stopnie. Krzyknął jednak z zadziwienia, wyczytawszy: z geografii bardzo dobry. Poszedł z ciekawości do profesora geografii, a ten mu wytłumaczył, że nikt tak jak Józio nie zna się na górach. — »Powiem panu pod sekretem, mówił poczciwy pedagogus, że on np. o Himalajach to dwa razy więcej wie odemnie«.
»Józio pomału wyrastał na Józefa. Do teatru chodził na galeryą, bo mu na górze było najlepiej. Gdzie tylko w okolicy był jaki taki pagórek, to go pewnością zwiedził i pomierzył krokami. Mieszkał pod samym strychem, aby być bliżej nieba. Właził na wieże i dzwonnice,