Przejdź do zawartości

Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chą. Nawet służba biegała po pokojach uśmiechnięta, chociaż czekało ją dużo pracy i narobiła się przedtem dosyć.
Dzieci gwarzą pomiędzy sobą, sprzeczają się, godzą, do tańca proszą — muzyka rozbrzmiewa już w sali; — potem kolejno wracają na odpoczynek, znowu wybiegają — i tak ciągłe, koło nas, jedni to drudzy się kręcą.
W czasie obiadu wyspaliśmy się porządnie; cicho było, jak makiem zasiał, gdyż pokój stołowy zajmował przeciwną stronę domu, a Jednonóżka rzekła:
— Mój czyżuniu, ja myślę, że przedstawienie późno się zacznie, to też kiedy nas zaprosili, powinniśmy dać dowód, że rozumiemy, o co idzie. Prześpijmy się tymczasem, aby wystąpić z ostrą miną, gdy będzie pora.
— Dobrze, odparłem — słusznie radzisz i, co tchu, wsunąłem głowę pod skrzydełko.


∗                    ∗

Spłoszyły mnie oklaski.
Uciekłem — Lilli została wśród cyganów, którzy tańczyli stokroć ładniej niż na próbach i zupełnie inaczej byli ubrani. Przypatrywałem się temu wszystkiemu zdaleka, — bardzo mnie bawiło.