Strona:Karol Wachtl - Spóźnione zaloty.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 11 —
JACENTY.

Z przesadnym zachwytem: Królowo kochinchińska! Wybaczże już, wybacz, już nie zrzędzę, nie gderam i wierzę, żeś o mnie myślała, bawiąc się z twą faworytką.

KUNEGUNDA.

Z kokieteryą: A tak: bawiłam się z Mizią... by zabić tęsknotę. No, Miziu powiedz panu dzień dobry... To nasz przyjaciel! Przywitaj się! Nie chcesz? Jesteś niegrzeczna! Przywitaj się! Nie chcesz? Jesteś niegrzeczna! O, ona się do Pana przyzwyczai. Weź ją Pan i popieść... Podaje mu kota.

JACENTY.

Tfu! Do licha! Cobym tam mościdzieju jeszcze koty wygłaskiwał i pieścił! Wolę ja rączkę właścicielki kota! Chce ją ująć za rękę, ona ją usuwa. — Cóż to, gniewasz się na mnie, asindźka?

KUNEGUNDA.

Zadąsana: Gniewam, bo wiedz Pan, że gdy mej pragniesz łaski, to musisz się starać zjednać sobie Miziunię... Biedna moja kocina, jak się wystraszyła!.. A czemuś to Pan wczoraj nie przyszedł? Wstydź się Pan! Ja daremnie czekałam!..