Strona:Karol Spitteler Imago.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uczony. Mimo wszystko jednak nie mogę się oprzeć, sam nie wiem czemu, moja to już wina, wrażeniu, że ów małżonek musi być malutki, niepozorny niemal, że tak rzekę, śmieszny.
Tedy jutro przed południem idę na ulicę Katedralną 6. Ho ho, nadobna damulko, ani ci się śniło, że jutro, jutro przed południem zjawi się twój sędzia.

Nazajutrz, około południa, przybrany po wizytowemu udał się na ulicę Katedralną.
— Ciekawym — myślał — jak się zachowa na mój widok? Możliwe są dwie ewentualności. Zblednie, zachwieje się i, słaniając się na nogach, wyjdzie z pokoju. Albo poczerwienieje, opanuje się i spojrzy mi w twarz wyzywająco. W tym wypadku we wzrok swój włożę wszystkie wspomnienia i zmuszę ją do opuszczenia oczu.
Zwrócę się wówczas do zacnego małżonka i powiem: — Przezacny panie! Owa niepojęta pantomina pomiędzy mną, a pańską czcigodną małżonką, na którą spoglądasz wysoce zdumiony, domaga się oczywiście wyjaśnienia. Jestem skłonny udzielić go panu, ale sądzę że będę bardziej rycerskim, jeśli pozostawię to żonie pańskiej. Jestem jej wierzycielem, jednak oska-