Strona:Karol Spitteler Imago.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wie pan co? — prosiła. — Przyjdź pan po obiedzie na szklankę herbaty. Będziemy sami, pogwarzymy sobie!
Chciał już przystać z wielką ochotą, gdy nagle wspomniał:
— Niestety, przyobiecałem już komuś! — powiedział osmutniały.
— A to co? — spytała — Wczoraj wieczór przybyłeś pan dopiero, a już dzisiaj masz zobowiązania? Ale nie chcę wdzierać się w pańskie tajemnice!
Nie było mu na rękę wyznawać wszystkiego, ale właśnie dlatego powiedział. Nie pozwalał sobie bowiem nigdy na drobne nikczemnostki.
— Nie jest to tajemnicą dla nikogo, a tem bardziej dla pani. Mam być o trzeciej u dyrektorstwa Wyssów.
Spojrzała nań zdumiona.
— Cóż pan masz do roboty w tej demokratycznej świątyni cnoty? Czy pan znasz choćby dyrektora Wyssa?
— Jego nie, natomiast znam ją!
Z tej twarzy znikł radosny wyraz, stała się chłodna i obojętna.
— Wiem, wiem, — powiedziała — spotka pan ją przed czterema laty w kąpielach. Cała ta przelotna znajomość trwała parę zaledwo dni.