Kazimierz. Zasłużyła na mój szacunek.
Lehman. Dalej nie sięga twoje przywiązanie?
Kazimierz. Panie... jestem prostym rzemieślnikiem, synem ubogiego pracownika; czyż miałbym być zuchwałym i mieszać spokój rodzinie zacnego pana?
Lehman. Więc nigdy nie mówiłeś z córką o miłości?
Kazimierz. Na honor, ani słówka.
Lehman. Słuchaj żono, płonne są domysły pana Gałki. Poczciwy pan Kazimierz świadczy się honorem , że nie był przyczyną do niepokoju naszej
Herminy.
Wilhelmina. (z cicha do męża). Lecz Hermina się przyznała.
Lehman. Proszę, zawołaj Herminę, a wy panowie bądźcie łaskawi na chwilkę ustąpić do pobocznego pokoju, aż z córką pomówię.
Lehman. Jak sobie tu postąpić? Hermina jeszcze słaba, nie można jej drażnić, a z drugiej strony, czyż ja, pierwszy fabrykant miasta i nadworny
liwerant króla mam dać córkę ubogiem u rzemieślnikowi, do tego katolikowi?
Hermina. (wchodząc z matką). Wołaliście mnie ojczulku?
Lehman. Wiesz dziecię moje, jak ja cię kocham?
Hermina. Czy to nie świadczą o tem tysiączne dowody twojej miłości. Obsypujesz mnie nad mia-