Strona:Karol May Sąd Boży 1930.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czy wie, czy nie wie, to nietylko na jedno wychodzi, ale nie zmienia nawet postaci rzeczy; ja także jestem najzupełniej przeświadczony, że musi mieć jakiś dobry pomysł. Co pan o tem sądzi, mr. Shatterhand?
— Domyślam się zamiaru naszego czerwonego brata. Tratwa — odrzekłem — powinna ujść niepostrzeżona. A Pa­‑Utesowie, gdyby zostali na wybrzeżu, ujrzeliby ją niechybnie; dlatego przypuszczam, że Winnetou zamierza ich odciągnąć.
— Mój biały brat odgadł słusznie — skinął Apacz. — Trzeba wywabić Pa­‑Utesów.
— Ale w jaki sposób? — zapytał Dick Hammerdull.
— Zapomocą ogniska.
— Dobrze! Ale gdzie je rozpalimy? Nie możemy podpalić lasu; byłby to grzech, zwłaszcza tutaj, gdzie tak mało drzew.
— Las jest święty dla wodza Apaczów. Nie powinien zginąć. Ale musimy podpalić coś, co jest święte dla Pa­‑Utesów, aby ich przerazić; jeśli się nie przerażą, to nie popełnią nieprzezorności i nie opuszczą obozu.
— Jestem naprawdę ciekaw, jaką rzecz Winnetou wybierze na spalenie?
— Nowy grobowiec.

— Świetnie! Ta myśl jest warta dziesięciu

47