Strona:Karol May - Zmierzch cesarza.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gółów. Ustalono, że jeńcy oddadzą broń jeszcze w przeciągu nocy. Ponadto postanowiono, że rano zostaną przewiezieni do obozu pod Queretaro.
Nie trzeba dodawać, że nikt nie myślał o spoczynku. Oficerowie guerillów dali słowo honoru, że nie uciekną, i poruszali się swobodnie. O tej swobodzie marzył również wysłannik Miramona. Przekonawszy się o łagodnem usposobieniu Kurta, poprosił o rozmowę z nim. Kurt zgodził się, przeświadczony, że wysłannik chce mu udzielić ważnej wiadomości.
— O cóż chodzi?
— Chciałem o coś zapytać. Oficerowie są wolni na podstawie słowa honoru. Czy pan porucznik nie zastosowałby tej zasady również w stosunku do mnie?
Kurt oniemiał ze zdumienia. Po chwili zapytał surowo:
— Oszaleliście? Powiedziałem przecież, że na podstawie tego, co zaszło, zaliczam was do rzędu szpiegów. Zawdzięczacie mi życie.
— Za to możecie niem rozporządzać.
— Chętnie rezygnuję. Przypuszczam, że wiadomo wam, iż szpiedzy należą do ludzi bez honoru? Kto nie posiada honoru, ten nie może dawać słowa.
Tu przebrała się miarka. Wysłannik Miramona odparł:
— Sennor, nie wiecie chyba, kim jestem! Uważacie mnie za szpiega, a tymczasem jestem lekarzem, nazywam się Flores, mieszkam w Queretaro, w klasztorze La Cruz.
— Nie trudźcie się napróżno! Dla mnie jesteście wysłannikiem, używającym szpiegowskich metod celem

75