Strona:Karol May - Zmierzch cesarza.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
III
SĄD BOŻY

Kurt przystąpił do dzieła. Poszedł w kierunku lasu, nie starając się wcale unikać szelestu.
Hola! Kto idzie? — zapytał ktoś z pod drzewa.
— Wysłannik.
— Stój, albo strzelę! — odezwał się głos.
Kurt się zatrzymał. Dokoła panowało milczenie, słychać było tylko szum drzew i trzeszczenie leżących na ziemi gałęzi. Poprzez ciemności wyczuł, że na miejsce, w którem stoi, skierowano kilka luf karabinowych. Po długiej chwili odezwał się jakiś inny głos:
— Kto tam?
— Wysłannik generała Hernano.
— Do licha! Skąd odwaga wysyłania do nas ludzi?
— Odpowiem na to, skoro mi pozwolicie podejść bliżej.
— Ilu was jest?
— Ja sam.
— Zaczekajcie!
Choć Kurt natężał wzrok i słuch, po upływie

66